22 May 2010

Ciiiii....

Ciicho-sza. Nie oddychac, nie szeptac tez - bo jeszcze sie slonce przestraszy i sobie pojdzie A tak sie milo zrobilo.
Wczoraj kolacja po wlosku, a potem Hewitt tradycyjnie. I Panama Jazz Band spiewajacy "Happy birthday" "dla tej pani w czarnym przy barze" :)
Teraz tequila sie mrozi, a potem beda szanty po pijaku spiewane.
Z obowiazkowymi powrotami oczywiscie :)

21 May 2010

Wiosna..?

Ha - wiosna jakas spozniona czy cos. Bo lato, jak moj najstarszy wspolpracownik pamieta, raz tu bylo. W 1978 roku. W jeden czerwcowy piatek. Miedzy 13.00 a 14.15 :)
A serio - to calkiem milo-cieplo sie zrobilo. Cieplo - czyli w okolicach 20 stopni i do tego wilgotnosc 100%. I zero wiatru. Co nie zmienia faktu, ze po przelatujacych deszczzach statnowi to bardzo mila odmiane. Zwlaszcza jak sie wezmie pod uwage, ze przy wszystkich oknach otwartych w domu dalo sie spac cala noc bez dodatkowego koca, a ja dodatkowo zaszalalam i spalam bez skarpetek. Takie wiosenne szalenstwo mnie dopadlo, a co!


Tymczasem wracam do papierow, a potem fizjo (i niech lepiej pomoze, bo cos w tym tygodniu ruszam sie jak ostatni paralityk). A potem tequilla, a potem... niech sie dzieje :)

20 May 2010

Tak mnie naszlo...



A jak ktos gdzies teledysk znajdzie (o ile istnieje) to poprosze bardzo. Tymczasem wlazlo mi w glowe i mruczaco nuce.

18 May 2010

Znowu...

Milcze, bo niewiele sie dzieje. Znaczy generalnie dzieje sie sporo, ale nic nowego.
Zoska sie piratuje, w pracy urwanie i 100% czasu poswiecam na prace (nawet na znajome blogi/forka nie zagladajac, o gazetach czy innych onetach nawet nie wspominajac), kregoslup wola o pomoc, ale fizjo juz od piatku.
I tak o...
W sobote kolejny rok mi stuknie. Wymarzonego starego mini sobie co prawda nie sprezentuje, ale Zoska tez sie calkiem niezle spisuje. A w czerwcu mam zamiar zdac egzamin. W niedziele sprawdzalam i do nowej siedziby firmy bede miec jakies 15 minut (o ile nie bedzie korkow strasznych, ale udalo mi sie malownicza drozke przez okoliczne pagory znalezc i tam raczej nic sie z rana/popoludniem stadnie szlajac nie bedzie).
Znikam wypic poranna (sic!) kawe.

14 May 2010

Fizjo 2

Trafilam :) Idiotyczna, zdawaloby sie, wskazowka "z ronda w prawo i vis-a-vis szkoly" okazala sie byc calkiem pomocna. Ha - cale zycie czlowiek sie uczy.
Ale to w sumie jedyny sukces. Fizjo-sadysta jeden powykrecal mi czlonki w rozne strony sprawdzajac, w ktorym momencie najbardziej boli, przesluchanie zrobil niemalze do trzeciego pokolenia wstecz, plastikowym kregoslupem przed oczami pomachal, pokazujac przy okazji ktory dysk mi wypada i uciska na wszystko w okolicy. Za tydzien zaczynamy tortury, cwiczenia, a tymczasem nadal mam cpac przeciwbolowy zestaw.
I to by bylo na tyle.
Milego weekendu wsiem!

12 May 2010

Fizjo...

Zadzwonila wczoraj baba "skads". Ze fizjo, ze spotkanie, ze.. pierdu-pierdu. I czy ja sie moge dzis (czyli wczoraj) stawic o 13stej. Nie moge, bo pracuje - a jakis inny termin? Tak - jutro (czyli dzisiaj) o 10tej. I tlumaczyc zaczelam jak chlop krowie na miedzy, ze w takich godzinach to ja pracuje i czy cos innego moze zaproponowac. Glos po drugiej stronie slyszalnie sie usmiechnal i powiedzial, ze moze - czwartek o 13stej. No zeby Cie, babo glupia (a moze glucha?) pogielo. Toz mowie, ze pracuje. Koniec koncow (po szybkiej konsultacji z bossem) stanelo na czwartku. O 13stej. A co mi tam zrobia/powiedza to wielka niewiadoma (oczywiscie zakladajac, ze znajde te pieprzona fizjo-klinike, bo baba radosnie mi powiedziala, ze naprzeciwko takiej-a-takiej szkoly, i tu od ronda w prawo - ciekawe tylko z ktorej strony jadac - i juz).
Wszystko jedno - niech mi cos zrobia wreszcie, bo jak w pracy tradamol mi sie dzis skonczyl to kustykam jakbym lat miala co najmniej trzy razy tyle - czyli ledwo laze.
Kciuki trzymac!
Noo!

08 May 2010

Przy sobocie, po robocie...

Praca-Zoska-dom-Zoska-praca-praca-dom-praca... Tak mniej wiecej moje zycie w tygodniu wyglada. Do tego totalny komputerowstret (wywolany praca wlasnie) i ogolne zdziczenie (czytaj: nie chce mi sie ludzi ogladac nawet, o blizszych kontaktach nie wspominajac). Do tego nieustajacy bol kregoslupa i beznadziejne nieco czekanie na list ze szpitala. Wersje sa rozne - zaleznie od tego, ktorego dzipa pytam - 6 tygodni, 8 tygodni, 3 miesiace - czyli generalnie nikt nic konkretnego powiedziec nie potrafi. Szlag by to. Tymczasem arcoxia z rana i tramadol w ciagu dnia. I jakos tak leci - WRRR!
Ale nic to - bedzie lepiej.
Kiedys.

Tymczasem w ramach oddziczania sie poszlam wczoraj posluchac i poogladac Trebuni-Tutkow wespol-w-zespol z Twinkle Brothers. Niesamowici sa na zywo - zadne jutubowe kawalki nie oddaja niesamowitej energii i humoru jaka panowie (i jedna pani) tryskaja ze sceny.

"...-Rozumiecie po polsku? - rozlegl sie donosny glos z polciemnawej sceny.
- TAAAAAK - ryknela pelna piersia zgromadzona publicznosc.
- To dobrze. Bedech godol po goralsku...."

I sie zaczelo. Dawno tak radosnie nie podrygiwalam. Warto zatem bylo sprobowac sie oddziczyc.
Natomiast co do zgromadzonej publicznosci to uczucia mam mieszane - jak zawsze zreszta gdy przychodzi do ogladania rodakow en masse. I po raz kolejny przypomina mi sie dlaczego obiecywalam sobie w spedach okolo-polonijnych nie uczestniczyc. Ale co tam - raz na jakis czas mozna sie poswiecic - dla wyzszego dobra ;)

Udaje sie w celu uwalenia na nieskoszonym, miekkim trawniku, z cala gora swiezo wypozyczonych ksiazek i portugalskim bimbrem - a co mi tam....