27 July 2011

Ech...

W poniedzialek, mimo inzynierow gromadzacych sie stadnie wokol mojego biurka udalo mi sie wymknac.
Wiadomo - klient jest najwazniejszy.
I tak oto spedzilam mile pol dnia w Portrush.


Tak to ja moge pracowac :)
A potem lunch z widokiem:

22 July 2011

Dziura...

A teraz zamiast parkingu mam rosnaca nieustajaco i halasliwie dziure :)
Tymczasem nastal piatek. Ruda przybywa, w planach lasagne'a i kokosanki (w zyciu nie robilam, ale uwielbiam, wiec sprobuje i zobaczymy co wyjdzie). A pogramy za tydzien - dzis tylko instrukcje przejrzymy (w pijanym widzie) zeby za tydzien na matolkow nie wyjsc. No, moze jakiegos tysiaca w kosci ;)
Samochod mi wczoraj Paul zrobil. MOT czyli coroczny przeglad za tydzien. Nie powiem, zeby sobie tanio policzyl, ale jak mus to mus. Klocki hamulcowe, jakies rurki, cylindy od stabilizatorow zawieszenia i takie tam. W sumie zadna niespodzianka, ale jak to tutejsi mowia "it cost me arm and leg". Pomysle jeszcze, ale cos mi sie wydaje, ze jak przejdzie pomyslnie to go wystawie ne gumtree. We wtorek mija rok od zdania prawka, wiec wreszcie bede sie mogla pozbyc nieszczesnych R-ek. No i czas na cos wiekszego :) Ujezdzam ostatnio regularnie corse H, ale powolne to bydle straszliwie, przyspieszenie niewiele lepsze od rozpedzonego slimaka i mimo wspomagania kierownicy parkowanie to masakta jakas, bo kolka ledwo-ledwo sie skrecaja.
I tyle o...

20 July 2011

Jestem oaza spokoju...

Dzis kilku panow w dzinsach i kraciastych koszulach zaczelo sie krzatac pod moim pracowym oknem.
Najpierw burczeli wyzynarka do betonu, a teraz jeden z panow napiernicza mloteczkiem az mi sie kawa z kubka wylewa. A wyglada to tak:

Zatem mrucze sobie, przez podzwaniajace od wibracji zeby:
Jestem oaza spokoju... pierdolonym, kurwa, zajebiscie wyluzowanym kwiatem na tafli jeziora.

19 July 2011

Lato w pelni...

A juz tak ladnie bylo. Ale jako ze natura ma swoje prawa i letnia pora deszczowa MUSI kiedys sie zaczac... no to sie zaczela. Szaro, buro i mokro do nieprzytomnosci. I zeby w domu nie siedziec wywialo nas (niemalze doslownie, bo wichury tez przerazliwe) na wycieczke do akwarium. Obok akwarium park, a przy wejsciuwielka tablica:
O slodka ironio!
Rybek i innego wodnego talatajstwa troche (zdecydowanie duzo mniej niz w Gdyni), ale za to oprowadzacz sie znalazl i mozna sobie bylo poglaskac rekina tudziez potrzymac malze w garsci (zdjecia w albumach na Picasie).
Potem jeszcze szybka wizyta w Portavogie "na muszelki". Muszelki takie jak te znane z nadbaltyckich plaz tylko rozmiar taki XXXL (10-20cm srednicy) czyli przegrzebki inaczej malze Sw. Jakuba, ktorymi pielgrzymujacy do Compostelli obwieszali sobie szaty (dostepne rowniez w Tesco w postaci mrozonej jako scallops - pychotka z winem i czosnkiem). I lezy tego talatajstwa wal caly az szkoda po tym chodzic (aczkolwiek inaczej sie nie da).

A tymczasem zmagam sie z bezsennoscia, ktora atakuje wrednie, bo zawsze ostatniego dnia pracujacego tygodnia (piatki z glowy, ale ostatnio rowniez w poniedzialek mnie dopadlo, jako ze we wtorek bylo wolne). I tak leze, przewracam sie bezsennie z boku na bok, czytam, slucham, grzebie w telefonie, czasami zmywam.. Nie lubie (znaczy nie zmywac, bo to akurat mi nie przezkadza, tylko sie tak tluc jak marek po piekle). W tym tygodniu zatem wino, jakies ingrediencje, Ruda do pomocy i plan posiedzenia w kuchni do poznych godzin nocnych (czy moze raczej wczesnoporanych) urozmaicony turlaniem kosci, a moze i anglojezyczna wersja Magii i Miecza (jak takiego jednego uda sie zmusic do pozyczenia na noc). Tak wiec nie ma co marnotrawic tej bezsennosci jak mozna milo czas spedzic. A za miesiac, jak wspomniana Ruda przywiezie z PL karcianke Wedrowycza - to sie dopiero bedzie dzialo :)))

14 July 2011

Na polnocy bez zmian...

Nastal 12 lipca. Jak co roku.
Jak co roku sie ponaparzali.
Znowu.
Generalnie chyba pozostawie to bez komentarza, ewentualnie odsylam do zeszlorocznego.

06 July 2011

W morde, noo...

Znowu sie czuje jakby mi ktos lopata w plecy przywalil. I mam goraczke. I w ogole slabo mi jakos. Zadzwonilam do dzipa z rana, z placzem niemalze i cud sie stal i dochtor, na wizyte u ktorego normalnie czeka sie 3 tygodnie przyjal mnie od reki. Od reki badania krwi i moczu zrobione, ale przyczyna goraczki nieznana. Czekac mam na listy przerozne (znowu, psiajucha), a tymczasem plastry przeciwbolowe zaordynowal. O tyle dobrze, ze przestane sobie uklad trawienny rozwalac. A ze ciekawa jestem z natury to sobie wklepalam nazwe substancji czynnej w googla i jako drugi z gory wynik pokazalo sie: "Replacement for Heroin. If you stop taking heroin, (...) can prevent or reduce the unpleasant withdrawal symptoms".
Ale podobno dziala. No to sobie przykleje z wieczora i trzymac kciuki, zeby zadzialalo szybko i skutecznie, bo chwilowo zaciskam zeby coby nie wyc.

04 July 2011

Poniedzialek...

Jak to w poniedzialki bywa - odprawa inzynierow z rana, a potem przerob papierow z zeszlego tygodnia. Poniedzialek jak kazdy inny. Ale jako ze za tydzien wiekszosc tutejszych firm sie zamyka (czasami i na dwa tygodnie), to wszyscy chca wszystko zalatwic teraz. Wiec z lekka urwanie. W dodatku synek szefostwa wybil sobie trzy przednie zeby z rana i ani kolezanki D, ani szefa nie ma. Inny kolega ciezko odchorowuje wczorajszy wieczor hawajski, a jeden z inzynierow przywalil sobie mlotkiem w dlon i siedzi w szpitalu (nie wspominajac o tym, ktory czwarty tydzien siedzi na zwolnieniu, o tym jak podloga sie pod nim zarwala). I tak oto, w pomniejszonym skladzie, za to z wieksza niz zwykle iloscia telefonow i problemow - poniedzialek sie toczy, a ja mam ochote postawic sobie na biurku tabliczke:

01 July 2011

Smutno...

Na ogol staram sie byc choc w miare na biezaco z wiadomosciami z PL. Tym razem sie nie udalo. Wczoraj w nocy, z opoznieniem,  wpadla mi w oko informacja, ze Zembaty nie zyje. Oczy w mokrym miejscu sie nagle pojawily... jakos tak...
Pamietam jak na koncercie powiedzial, ze chce by na pogrzebie zagrano mu to:

Mam nadzieje, ze ktos pamieta i mu to zagraja.

Do zobaczenia "tam", Panie Macieju....