11 July 2012

Znowu beda "swietowac"...

I znowu 12 lipca. Znowu beda palic ogniska (w tym roku zlozone GLOWNIE z opon), znowu beda maszerowac, grac, chlac i spiewac, i w ramach rozrywek obrzucac policyjne samochody koktajlami Molotowa.
Czas zatem sie zwinac na te dwa cudne dni. Mam tylko nadzieje, ze uda nam sie ominac parady i balwanow na drodze. Kierunek Howth. Na najlepsze prosecco na polnoc od Italii i na cudowne, swiezutkie panini. Najbardziej urokliwa knajpka jaka tu znalazlam. Zdjecia jak wroce (no chyba, ze wlosko-australijskie towarzystwo tez sobie wolne zrobi).
W ramach ciekawostek irlandzka wersja googla
Pozdrawiam zblakanych wedrowcow, ktorzy trafili tu dzieki wyszukiwaniu frazy "kieliszek wina" :)
Poza tym tradycyjnie "co sie robi z bazantem" (poszukiwaczy odsylam o TU), "zoledziowo" (po cholere ktos tego szuka i co to jest? poza moim miejscem zamieszkania oczywiscie), "cala gama dzwiekow" (ze co? az cala gama? tu??), "nie wiem co ona bierze ale ja tez to chce" (bez komentarza. Co mi tylko przypomina, ze musze do GP zadzwonic po wiecej przeciwbolowych), "pieszczotliwie o zlosnicy" (a to ciekawostka jakas - jest jakies zdrobnienie?), "pierdole nie robie zaba" (zgadzam sie. Pierdole nie robie. Ale skad zaba?). A, no i jakies tajemnicze "wycieczkowo", tez nie wiem co zacz :)

04 July 2012

Lenistwo..?

Lenistwo wrodzone i niechęć do wszystkiego (a zwłaszcza ludzi) mnie dopada.  Winię pogodę - bardziej listopadową niż lipcową. I wizję pracy przez kolejne 2 tygodnie w składzie szef drugi i ja. Reszta, w liczbie sztuk 5 (słownie: pięciu) na urlopie. Przypominam, że żebym ja mogła wziąć wolne popołudnie to szef musi sprawdzić grafik wszystkich pozostałych. To może oni jednak nie są potrzebni, co?
No nic to - dam se radę  Co nie zmienia faktu, że słabo mi na samą myśl.

Weekend upłynął rozrywkowo bardzo - restauracyjnie i pubowo. Z kulminacyjnym ŚNIADANIEM u Johna Hewitt'a




A przedtem i potem Maddens Bar. I duża dawka bardzo dobrej, tradycyjnej muzyki. Mam nadzieję na powtórkę w ten weekend z okazji przyjazdu (juz na stałe) niejakiej Gertrudy, której "cockles & mussels" już obiecalam.

Wczoraj spaliłam z lekka lasagne (bardzo dobra wyszła, ze świeżą bazylią). Aczkolwiek to może raczej "wariacja na temat" bo z przepisem zgadza sie tylko makaron. No bo nie rozumiem po jakiego wafla mam smażyć mięso, które za chwilę będę piec.

A w ogóle to milczę, bo słucham. Zaraziłam się juz czas temu jakiś audiobookami i każdą wolną chwilę poświęcam słuchaniu. Wreszcie nie mam poczucia "straconego" czasu gdy zmywam, gotuję, prowadze samochod i maluję pazury (nie jednocześnie, gwoli ścisłości).  Wpadłam po uszy w około-lekarsko-historyczne opowieści i gorąco polecam całą twórczość Noah Gordona i oczywiście Jurgena Thorwalda (nadal rozpaczliwie szukam "Stulecia detektywów" - w formie dowolnej. Bo jak on o detektywach pisze tak jak o medycynie to ja chce teraz-zaraz-już).

A popołudniem MOT. Trzymać kciuki. Głównie z uwagi na to, że mojemu bankowi padł system i od 10 dni nie mam wypłaty, więc jak przyjdzie co naprawiać to leżę i kwiczę.
Pomijając rzeczy przyziemne (jak tankowanie) fajnie by było sobie zaklepać wizytę w Good Times Tattoo - wzór "prawie" jest, a czasu (na gojenie) coraz mniej :)